Błoto, kurz i... mocna dawka adrenaliny [WYWIAD]

2020-05-31 14:42:58(ost. akt: 2020-05-31 17:40:19)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

ROZMOWA || Gdy zakładam kask i wsiadam na quada, to czuję, że żyję — mówi Justyna Dzienisik. Jedna z najbardziej utalentowanych zawodniczek Warmii i Mazur łamie wiele stereotypów i udowadnia, że kobiety świetnie radzą sobie w "męskim" świecie motoryzacji.
— Ponoć wyścigi quadów to jedna z bardziej "błotnych" dyscyplin. Ile w tym prawdy?
— Dużo, bo po solidnej przejażdżce jest się praktycznie ubrudzonym od stóp po głowę. Nie przeszkadza mi to. Decydując się na taką dyscyplinę wiedziałam na co się piszę, więc takie "kąpiele błotne" nie byłyby dla mnie tragedią. Z drugiej strony — jeżdżę quadem sportowym, nie przeprawowym, więc z błotem nie mam do czynienia aż tak ekstremalnie. Przychodzi nam się zmagać zresztą nie tylko z nim, ale i np. kurzem. Dużo zależy od warunków pogodowych oraz miejsca, w którym się jeździ. Po przeciętnej drodze porusza się bez problemu, ale... to żadna frajda (śmiech). Tam każdy może być mistrzem kierownicy. Co innego na którymś ze specjalnych torów...

— Dużo jest takich na Warmii i Mazurach?
— Jest gdzie się ścigać. Bardzo mile wspominam np. zawody Cross Country w Mrągowie. Wiele godzin spędziłam, np. przygotowując się do jakiejś imprezy na terenie Squadu Inicjatyw w Orzyszu (tuż przy słynnym poligonie) czy na torze MX w Giżycku.

— Trudny fizycznie jest taki start? Niby większość pracy wykonuje maszyna...
— Można się umordować, zapewniam. Czasem wyścig potrafi trwać nawet i 1,5 godziny. Wzięcie udziału w takiej imprezie, bez wcześniejszego przygotowania, jest wariactwem. Trzeba walczyć nie tylko z torem i rywalami, ale i własnymi słabościami.

— Jest wiele stereotypów o kobietach-kierowcach. Ponoć potrafią pomylić lewą stronę z prawą.
— Nie mam takich problemów (śmiech). Uważam się zresztą za dobrego kierowcę. Będąc za kółkiem jeżdżę rozważnie, stosuję się do przepisów ruchu drogowego. Gdy jednak potrzebuję solidnej dawki adrenaliny, to z samochodu przesiadam się na quada i znajduję ją na torze.

— W jaki sposób zaczęła się Twoja przygoda z quadami?
— Pasją do quadów zaraził mnie mój chłopak. Nigdy wcześniej nie jeździłam na podobnych sprzętach. Musiałam nauczyć się podstaw, bo to nie tylko dodawanie gazu. Przyswajanie wiedzy i umiejętności wbrew pozorom nie szło mi opornie. Krzysiek jest w tej kwestii dobrym i cierpliwym nauczycielem.

Obrazek w tresci

Justyna i Krzysiek, a w środku żywa legenda — Rafał Sonik (zwycięzca m.in. rajdu Dakar), fot. Krzysztof Roszko

— Zdarza się Wam rywalizować między sobą?
— Oczywiście, że się ścigamy. Oboje traktujemy to jednak jako zabawę. W tym konkretnym przypadku nie liczy się wygrana, a po prostu miło i wspólnie spędzony czas. Ważne, by nie złapać niepotrzebnie jakichś kontuzji, urazów. Jazda na quadach to zresztą sport, który najbardziej cieszy właśnie w gronie przyjaciół.

— Jak zareagowały koleżanki na wieść, że wzięłaś się za motoryzację?
— Na początku pewnie wydawało im się to dziwne. Dziewczyna na quadzie to rzadki widok. Te najbliższe nie były jednak zaskoczone, bo znają mnie od dawna i rozumieją moje pasje. Niektóre przychodzą czasem zobaczyć na własne oczy jaka to frajda.

— Namówiłaś już którąś z nich, by sama wzięła się poważniej za quady?
— Nie, jeszcze nie. Ale pracuję nad tym (śmiech).

— Tak szczerze, wolisz rozmawiać np. o nowościach kosmetycznych czy raczej o tych motoryzacyjnych?
— Mogę rozmawiać i o jednym, i o drugim. Tyle, że o pierwszych mówię z koleżankami, a o drugich — zazwyczaj — z kolegami. To, że jestem dziewczyną, nie wyklucza tego, że lubię słuchać o ich doświadczeniach związanych z naprawami, usterkami etc.

— No to tak czysto technicznie. Jakim sprzętem jeździsz?
— Obecnie to Yamaha Raptor 350. Nie ukrywam jednak, że od dłuższego czasu "podkradam" quada mojemu chłopakowi, który jeździ na Kawasaki KFX 450R. W naszych wspólnych rozmowach coraz częściej pojawia się temat wymiany "Yamaszki" na coś innego. Zastanawiamy się głównie nad Suzuki LTZ 400 albo nad takim samym, sprawdzonym Kawasaki, który chwali sobie Krzysiek. Tyle, że wtedy ten mój... musiałby być oczywiście nieco szybszy!

— Kiedyś żartowano, że "czerwone samochody jeżdżą szybciej". Może kobiecy róż?
— Szczerze? Właśnie o takim kolorze lakieru myślałam (śmiech). Taki był plan. Chciałabym, by mój quad wyglądał możliwie "kobieco". Na tę chwilę ograniczam się jednak do różowych naklejek. Różu nie brakuje także na moim stroju oraz kasku. To rzadki kolor na torach, spotykam się jednak głównie z pozytywnymi reakcjami.

— W Szczytnie studiowałaś dwa kierunki: Bezpieczeństwo Wewnętrzne, a także Administrację. To kierunki kojarzone z opanowaniem, pracą biurową. Która część twego charakteru dominuje? Ta spokojna, czy ta bardziej zwariowana, quadowa?
— Chyba ta druga. Bardzo lubię te chwile, gdy można wyłączyć "tradycyjne" myślenie i oddać się pasji. Kocham adrenalinę i aktywny tryb życia. Gdy zakładam kask i wsiadam na quada, to czuję, że żyję.

Obrazek w tresci

Kierunki studiów dość "spokojne". "Ogień" płonie dopiero na torze

— Dużo jest na Mazurach kobiet, które ścigają się na quadach?
— Jest ich trochę, choć dla tej płci to wciąż sport niszowy. Podobnie jak wyścigi na crossach.

— Faceci w tym sporcie nie traktują czasem kobiet z góry? Nie ma śmieszków za plecami?
— Wielu facetów uważa zapewne, że kobiety są słabszymi zawodnikami. Wszystko zmienia się jednak, gdy widzą jak radzimy sobie na torze. Babki potrafią być naprawdę zacięte, walczą do samego końca. Z negatywnymi komentarzami się nie spotkałam. Zamiast śmiechów są raczej rzeczowe podpowiedzi, rady. Gdyby jednak nawet ktoś kiedyś miał jakieś "uwagi", to i tak podeszłabym do nich z dystansem. Priorytetem jest dobra zabawa. Cały czas uczę się quadów i wiem, że — niezależnie od płci — żeby dobrze jeździć, trzeba dużo trenować.

— Masz jeszcze jakieś hobby poza motoryzacją?
— Pewnie, że tak. Tak jak quady łamią w moim przypadku pewien stereotyp, tak potwierdza go moja miłość do gotowania. Ukończyłam zresztą technikum usług gastronomicznych, więc miałam z nią do czynienia nieco poważniej niż hobbystycznie. Poza tym lubię np. biegać, grać w piłkę nożną czy jeździć z przyjaciółkami rowerem. Ważne, by aktywnie spędzać czas. Trudno mi usiedzieć w miejscu.

— To na koniec sięgnijmy po jeszcze jeden stereotyp. Awaria na drodze, trzeba wymienić koło. Chwytasz za lewarek czy telefon, by zadzwonić po chłopaka?
— W pierwszej chwili pewnie... wybrałabym najłatwiejszą drogę, czyli zadzwoniłabym po Krzyśka (śmiech). Jeśli jednak posiadałabym wszystkie niezbędne narzędzia, to mogłabym spróbować swoich sił. W quadzie nie miałam jeszcze okazji tego robić, ale w samochodzie nie raz zmieniałam koło.


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5