Jeśli trenować strzelectwo, to w Wojskowej Stolicy Polski? [ROZMOWA]

2022-10-04 08:30:00(ost. akt: 2022-10-04 08:37:57)

Autor zdjęcia: Kamil Kierzkowski

STRZELECTWO/// Orzysz się zbroi. Dosłownie i w przenośni. W mieście określanym Wojskową Stolicą Polski odbyły się Otwarte Zawody Strzeleckie Zawiszy. Okazuje się, że w międzyczasie powstaje druga, całkowicie nowa strzelnica…
Blisko pół setki specjalistów od broni palnej z różnych stron regionu zameldowało się 24 września na strzelnicy przy ul. Wierzbińskiej. Organizatorzy ze Stowarzyszenia Kolekcjonerów Broni Palnej „Zawisza” przygotowali zmagania na pistolety centralnego i bocznego zapłonu (na dystansie 25 m) oraz karabiny centralnego i bocznego zapłonu (na dystansie 100 m). Stawka była niemała, bo wyniki wliczały się do klasyfikacji generalnej Orzyskiej Ligi Strzeleckiej.

Obrazek w tresci

W broni krótkiej najskuteczniejszy okazał się Sebastian Leszczyński (91 pkt). W pojedynku na karabiny najlepszy okazał się natomiast Krzysztof Roszko (95 pkt), który – co ciekawe – zgarnął także srebro w pistoletach. Triumf drużynowy odnotował LOK Mrągowo.

Organizacja na najwyższym poziomie. Wszytko szło płynnie. Nie trzeba było zbyt długo czekać na swoją kolej. A to ważne, bo przeciągające się oczekiwanie potrafi dekoncentrować. Sędziowie z profesjonalnym podejściem, służący pomocą w razie potrzeby – przekonuje Krzysztof Roszko.

Obrazek w tresci

Mój osobisty wynik uznaję za więcej niż zadowalający. Jako orzyski Squad Inicjatyw zdobyliśmy indywidualnie wszystkie czołowe miejsca. Wcześniej nie planowaliśmy nawet być w czołówce, bo na takie plany jeszcze za wcześnie. Wciąż się dopiero uczymy, zbieramy doświadczenie. Sukcesy dały nam mnóstwo radości – dodaje zawodnik, który występował tego dnia także w innej, nieco mniej oficjalnej roli.

Po oddaniu swoich „serii”, kiedy emocje opadły, podpatrywaliśmy pracę zespołu Zawiszy. Omawialiśmy między sobą obserwowane sytuacje. Wszelkie rady, pomoc czy wnioski wykorzystamy już wkrótce u nas, na terenie Squadu Inicjatyw – mówi Roszko.

Obrazek w tresci

Wspomniane orzyskie stowarzyszenie jest bowiem na ostatniej prostej przed uruchomieniem kolejnej, drugiej już w Orzyszu, profesjonalnej strzelnicy. Czy jedno miasto nie jest zbyt małe na dwa tego typu obiekty?

Nie zamierzamy robić niczego „przeciw” komukolwiek. Celem jest to, by miejscowi (na czele z młodzieżą) mogli jeszcze lepiej rozwijać się w tej pięknej dyscyplinie. Podejrzewam, że i turyści nie będą narzekać. Bo gdzie strzelać, jeśli nie w mieście określanym Wojskową Stolicą Polski? – słyszymy w Squadzie.

Pierwsze, inauguracyjne zawody planujemy już w listopadzie. Najprawdopodobniej spróbujemy sprawnie włączyć strzelectwo w szersze obchody Narodowego Święta Niepodległości. Na dokładną datę i inne szczegóły jednak jeszcze za wcześnie. Ale już teraz się cieszymy, bo będzie to kolejne atrakcyjne miejsce w gminie Orzysz.

Sekcja strzelecka Squadu Inicjatyw wciąż jest dopiero na początku swej drogi w tej dyscyplinie. Orzyszanie mogą liczyć jednak na wsparcie doświadczonych instruktorów z innych miast.

Do sukcesów – i tych odnotowanych, i tych przyszłych – w znacznej mierze przyczynił się „etatowy triumfator” (w ostatnim czasie aż 17 pierwszych lokat!) imprez strzeleckich w regionie – Andrzej Worm z Ełku.

Obrazek w tresci

Utytułowanego strzelca, który związał ostatnio swe losy z Orzyszem, wzięliśmy w ogień krzyżowy pytań.

– Lista twoich zwycięstw jest imponująca. Długo trzeba trenować, by dojść do takiego poziomu?
Andrzej Worm: Wszystkie swoje „sukcesy” odniosłem w dość krótkim czasie. Inni strzelcy trenują kilkanaście lat, ja na strzelnicy znalazłem się ok. 4 lata temu. I to w sumie przypadkowo, z czystej ciekawości. Co więcej, nie był to zwykły trening, a zawody otwarte. Dla wszystkich chętnych, tych z licencją i tych bez. Pamiętam jak dziś. Stanąłem na stanowisku strzeleckim z karabinem centralnego zapłonu w ręku (był to stary AK47) i po wydanych komendach po prostu oddałem strzały do tarczy. Ku mojemu zdziwieniu przestrzeliny były w polu 9. i 10. Dało mi to pierwsze miejsce. Od tej pory wiedziałem, że będę na strzelnicy stałym bywalcem.

– Już nie przypadkowo.
– Wtedy już nie. Zapisałem się do klubu KS Patron. Pod okiem instruktora przeszedłem szkolenia z bezpieczeństwa i obsługi broni. Ważne było też zapoznanie się z zasadami panującymi na strzelnicy, tak aby nie stwarzać zagrożenia innym oraz sobie. Następnie zdobyłem patent strzelecki, a potem licencję.

– Często trenujesz?
– Dwa razy w tygodniu. Tak to wyglądało na początku, tak jest do dzisiaj. Jak mówi znane przysłowie: „Trening czyni mistrza”. Tej zasady się trzymam.

– W czym tkwi tajemnica tak solidnej celności?
– Na pierwszym miejscu stawiam spokój i opanowanie. Ważne, aby stres nie wziął nad nami góry. Trzeba przepracować to w sobie. Uważam to za klucz do sukcesu. Proszę wyobrazić sobie zestresowanego strzelca, któremu trzęsą się ręce. Od razu wiadomo, że nie będzie z tego sukcesu. Oddanie celnego strzału do tarczy „siedzi” w głowie. Oczywiście na celny strzał składa się także wiele innych czynników, m.in. samopoczucie, dobry wzrok, predyspozycja fizyczna (szczególnie rąk i nóg)... Nie wolno zapomnieć też o postawie. Ale takich praktycznych rzeczy uczy trening i oczywiście dobry instruktor, który nas nakieruje i przekaże swoją wiedzę. Wszystko jednak wypracowuje się z czasem samemu.

– Broń potrafi kosztować majątek. Im droższa, tym lepsza? Łatwiej wygrywać bogatszym?
– Absolutnie to nie jest tak, że im droższy sprzęt, tym automatycznie lepsze wyniki. Bez charakteru, opanowania emocji oraz innych predyspozycji można wydać fortunę i nigdy nic nie wygrać. Sprzęt, po prostu, jest jedną ze składowych sukcesu.

– Jak drogie potrafią być poszczególne egzemplarze?
– Różnice cenowe bywają ogromne. Od kilku tysięcy do nawet kilkudziesięciu. Ja posiadam te „niżej budżetowe”.

– Jakie konkretniej?
– W swojej szafie posiadam dwa karabiny. Jeden centralnego zapłonu, drugi bocznego. W tym pierwszym założyłem dłuższą kolbę i zmieniłem przyrządy celownicze na te od M16, bo są dla mnie bardziej „widoczne”. Zarówno w jednym jak i w drugim karabinie posiadam spusty fabryczne. Nie lubię dużo przerabiać i kombinować. Posiadam ponadto dwa pistolety bocznego zapłonu. Jeden do strzelania tarczowego, drugi do strzelania dynamicznego. Mam także pistolet centralnego zapłonu. We wszystkich pistoletach są oryginalne części. W szafie znajduje się i jedna perełka, najbardziej „wybuchowa”. Strzelba gładkolufowa.

– O czym myślisz stając na stanowisku strzeleckim?
– Przede wszystkim nie myślę już o niczym innym niż czekające mnie zadanie. Jeśli człowiek jest już wyuczony, wszystko robi się automatycznie. Kilka głębokich wdechów. Skupienie na komendach wydawanych przez sędziego. Jeden błąd i człowiek jest zdyskwalifikowany z zawodów, bo nie zachował zasad bezpieczeństwa. A te są bezwzględnie przestrzegane.

– Co dzieje się później?
– Pada komenda „przygotować się”. Wtedy staje się na stanowisku, zakłada słuchawki i okulary, wyjmuje broń z futerałów, kładzie się ją na stanowisko. Zawsze w stronę tarczy, zabezpieczoną w zamku flagą bezpieczeństwa. Magazynek kładzie się obok. Następnie komenda „ładuj”. Następuje załadowanie magazynka odpowiednią liczbą naboi, co czasami też nie jest takie łatwe, jakby mogło się wydawać. Wpięcie, przeładowanie, palec oczywiście jeszcze poza spustem. O tym wszystkim trzeba pamiętać. I najważniejsza komenda dla strzelca, czyli „start”. Tu padają strzały według zasad danej konkurencji. Podczas strzału ważne jest dla mnie opanowanie. Strzały muszą być przemyślane, nie na oślep. Broń nieraz jest ciężka, dlatego dobrze jest między strzałami opuścić sobie ją trochę, odpocząć. „Zresetować” oko i znowu wziąć głęboki oddech. Głowa naprawdę jest wtedy skupiona na zadaniu, a wszystko wokół nie istnieje. Gdy oddało się już strzały, schodzi cały ukryty stres. I tu znowu ważne są komendy jak „stop” czy „rozładuj”. Na koniec pada komenda „do tarcz”, czyli sprawdzamy rezultaty. To w sumie jeszcze bardziej emocjonujący moment niż samo strzelanie. Człowiek przekonuje się wtedy czy zawiódł sam siebie czy wręcz przeciwnie.

– Każdego dopadają jednak gorsze dni.
– Jeśli mam przysłowiowego „doła”, to tym bardziej chcę brać udział w zawodach. To taka motywacja na polepszenie sytuacji. Jeśli jednak w grę wchodzi czynnik fizyczny (człowiek nie jest w pełni zdrowy, wyspany itd.) to rzutuje to na wyniki. Raz pojechałem na zawody ze zbitą ręką i ciężko było mi utrzymać broń. Po rezultatach było już widać, że coś jest nie tak. Strzelectwo to ciągła praca nad sobą i nad swoimi słabościami.

– Brzmi jak dobry sport dla młodzieży.
– Nie inaczej. Widzę to po mojej córce Izabeli, która również jest czynną zawodniczką. Trenuje od 2019 roku, w tym casie uzyskała patent strzelecki i licencję Polskiego Związku Strzelectwa Sportowego. Organizatorzy zawodów nie zawsze prowadzą podział na kategorie wiekowe, więc zdarza nam się być sportowymi rywalami. Rywalizacja ze starszymi, bardziej doświadczonymi przeciwnikami wyraźnie ją wzmocniła. Dziś, patrząc choćby po wynikach, radzi sobie świetnie. Nierzadko pojawia się na podium. Ostatnio, w konkurencji z karabinem sportowym (na 50 metrów), mieliśmy identyczną liczbę punktów. O wygranej zadecydowała dopiero liczba dziesiątek na tarczy. Nigdy nie skarżyła się, że zaraziłem ją tą pasją.

– Za Tobą szereg szkoleń i egzaminów. Co obecnie na celowniku?
– Do „kompletu” brakuje mi jeszcze tylko licencji sędziego, ale właśnie się do niej przygotowuję. Lubię nowe wyzwania, ale przede wszystkim bardzo lubię ludzi i pracę z nimi. Podczas treningów na strzelnicy, można powiedzieć „przez przypadek”, wyszkoliłem kilku dobrych strzelców. Zobaczyłem po pewnym czasie, że ta pomoc sprawia mi radość. Zauważyłem także, że odkąd wybuchła wojna na Ukrainie, strzelectwo stało się w Polsce bardziej popularne. Coraz więcej ludzi interesuje się tą dyscypliną. Może nie dla samego sportu, ale z obawy o najgorsze. Dlatego też, pośrednio, moje losy związały się bardziej z Orzyszem.

– W jakim sensie?
– W związku z zaistniałą sytuacją Minister Edukacji i Nauki podpisał rozporządzenia zmieniające podstawę programową kształcenia ogólnego dla szkoły podstawowej i szkół ponadpodstawowych w zakresie edukacji dla bezpieczeństwa. Szkoły, które na terenie swoich powiatów mają dostęp do strzelnic, będą realizowały podstawę już za chwilę, czyli od roku szkolnego 2022/2023. Wspólnie ze Stowarzyszeniem Squad Inicjatyw w Orzyszu w Orzyszu postanowiliśmy wyjść im naprzeciw. Wspólnie chcemy, aby dzieci i młodzież bezpłatnie korzystały z przyszłej strzelnicy Squadu. Będzie dostosowana i przygotowana pod względem zarówno technicznym, instruktorskim jak i zasad bezpieczeństwa dzieci i młodzieży.

– Jak rozpoczęła się Twoja przygoda ze Squadem?

– Chłopaków z Orzysza poznałem w Grajewie, w moim klubie strzeleckim, do którego jestem zapisany. Spotkaliśmy się kilka razy na treningach i... tak się zaczęło. Trochę im pomogłem, bo początki są najtrudniejsze. Wywiązała się z tego fajna, przyjacielska relacja. Poza treningami, zaczęliśmy jeździć razem na zawody. Wówczas usłyszałem o ich planach. Postanowiłem, że chcę być częścią tego projektu.

– Co zadecydowało? Kasa?
– Właśnie nie będzie się to wiązało z tego typu korzyściami. W tych szalonych czasach mało jest osób, które pomagają w ramach wolontariatu. Ja akurat to lubię, dlatego chcę pomóc w budowaniu orzyskiej strzelnicy. Motywacji dostarczyła mi m.in. determinacja i zaangażowanie, którym wykazują się wciąż chłopaki. Chce im się „chcieć”, zrobić coś dla własnej społeczności.


Wyniki Otwartych Zawodów Strzeleckich Zawiszy (Orzyska Liga Strzelecka):

Karabin: 1. Krzysztof Roszko, 2. Krzysztof Roskowiński, 3. Aleksander Roskowiński.

Pistolet: 1. Sebastian Leszczyński, 2. Krzysztof Roszko. 3. Dawid Brzozowski.

Drużynowo: 1. LOK Mrągowo, 2. LOK Orneta, 3. LO w Orzyszu






2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5