Kiepski "żart" PZW na prima aprilis. Wędkarze ruszyli bronić ryb

2020-04-11 09:20:46(ost. akt: 2020-04-11 09:37:48)

Autor zdjęcia: WędkarskiOrzysz

WĘDKARSTWO || Skuteczność działań prowadzonych w ostatnich latach na jeziorze Orzysz sprawiła, że miasto zaczęło reklamować się jako "Wędkarskie Serce Mazur". I gdy wydawało się, że "era siat" jest już za miejscowymi, na scenę znów wkroczył Polski Związek Wędkarski.
Wątpliwej jakości, "primaaprilisowy żart" nie polegał jednak na samym odłowie. Pozyskiwanie tarlaka szczupaka z jeziora Orzysz (coraz bardziej znanego w Polsce za sprawą bogactwa wód) stanowi bowiem jeden z elementów umowy zawartej między PZW a lokalnymi włodarzami i wędkarzami.

— W umowie PZW zagwarantował sobie odłów maksymalnie 700 kg tarlaka szczupaka i na taką ilość zgodę wyraził Marszałek Województwa. Co najmniej 60 procent, po wyciśnięciu ikry, musi wrócić z powrotem do jeziora — mówi Łukasz Nikołajuk, dyrektor MOSiR, a prywatnie zapalony wędkarz. Poza szczupakiem rybacy odławiać mogą ponadto węgorza (wiosną i jesienią, wyłącznie na Zatoce Wierzbińskiej) oraz sielawę.

Reszta gatunków może, a przynajmniej powinna, czuć się bezpieczna. Dlatego też, by nie wierzyć nikomu na słowo, członkowie utworzonej Społecznej Straży Rybackiej (w znacznej mierze wywodzący się spod szyldu grupy WędkarskiOrzysz.pl) mieli zagwarantowaną możliwość kontroli poczynań rybaków pracujących dla PZW. Z tej opcji skorzystali, gdy tylko otrzymali informację o rozpoczynanych z początkiem kwietnia odłowów.

Gdy 31 marca zaczęło się ściemniać, wynajęta "ekipa rybacka" (co do profesjonalizmu której pojawiało się później wiele zastrzeżeń) kończyła kilkugodzinne rozstawianie... siatek żyłkowych (tzw. wontonów). Czyli ekwipunku, od którego odchodzi się w całym wrażliwym na dobro zwierząt świecie. Ryby mające do czynienia z wontonami — nawet jeśli wypuszczone — kończą to spotkanie zazwyczaj pokaleczone, pozbawione ochronnego śluzu, łusek itp.

Poza tym, że metoda ta wydaje się — zwłaszcza jak na obecne czasy — odbiegać od wszelkich standardów obchodzenia się ze zwierzętami, w tym konkretnym przypadku jest niemal bezskuteczna. Wiedzieli o tym miejscowi wędkarze, wiedzieli ci, którzy wychowali się nad jeziorem. Wiedzieli wszyscy, którzy choćby chwilę zdążyli poczytać o tym temacie w Internecie. Rybacy — niestety — nie wiedzieli. Byli także odporni na argumenty, prośby i protesty lokalnych działaczy.

Obrazek w tresci

Jedna niepozorna łódź, a wywołała falę krytyki nie tylko wędkarzy, ale i internautów; fot. WędkarskiOrzysz

W wielu miejscach w Polsce zapewne by machnięto ręką, a tego ile sztuk ryby (i gatunków) opuściło wodę nikt by się nie doliczył. Przynajmniej w praktyce, bo w teorii, na papierze, wszystko prawdopodobnie prezentowałoby się wzorowo.
Nie tym razem. Gdy rybacy wyruszyli opróżniać sieci, miejscowi działacze udali się łódką za nimi. Od samego rana, w zaciszu swego domu, każdy mógł śledzić rozwój sytuacji na wodzie dzięki internetowej transmisji na żywo (w jednym z portali społecznościowych).

Nie spotkało się to z "aprobatą" ze strony rybaków. Szczupaki również im nie dopisywały. W sieciach ryb było mnóstwo, lecz głównie innych gatunków. Złość widzów transmisji wywoływał ponadto sposób "uwalniania" takowych okazów, które — rzucone — często leciały kilka metrów, nim wróciły do wody.

— Prowadzone przez nas obserwacje, które mieliście okazję śledzić za pośrednictwem relacji live, pokazały, że nasze obawy były jak najbardziej uzasadnione. Ogromną większość (ok. 95 procent) ryb, które trafiły do siatki, stanowiły okonie, leszcze, liny, płocie, a nawet klenie. Było to potwierdzenie tego, co zgłaszaliśmy od samego początku. Używanie wontonów mija się z celem, jedynie kaleczy ryby — mówią wędkarze.

Równolegle do wontonów, rybacy zastosowali także tzw. żaki (rodzaj pułapki, w którą wpływa ryba). Okazało się, że owa metoda jest nie tylko zdecydowanie bardziej "humanitarna", ale i... nieporównywalnie bardziej skuteczna. Wniosek? Gdyby wzięto pod uwagę argumenty wędkarzy, efekt połowów byłby praktycznie ten sam, a setki ryb uniknęłyby uszczerbku na zdrowiu (a w niektórych przypadkach zapewne i śmierci).

Stanęli okoniem

Przysłowiowym — nomen omen — okoniem stanęli w efekcie nie tylko wędkarze, ale i setki internautów, miłośników "moczenia kija" z całej Polski. Na działaniach PZW nie zostawiono suchej nitki. Miejscowi działacze (spod szyldu WędkarskiOrzysz.pl) postanowili usunąć ze swego konta relację oraz masowo komentowane wpisy. Dlaczego?

— Zrobiliśmy to w geście dobrej woli, by nie eskalować konfliktu. I, przede wszystkim, w trosce o jezioro Orzysz. Osoby, które miały okazję się z nimi zapoznać, na pewno wyrobiły sobie własne zdanie o całej tej sytuacji. Mamy także głęboką nadzieję, że podobnym gestem wykażą się również osoby odpowiedzialne za dokonywanie odłowów i na stałe odstąpią od używania wontonów — podsumowują orzyszanie.

Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5