Przeważyła pasja. Decyzji nie żałuję [WYWIAD]

2019-10-13 07:53:53(ost. akt: 2019-10-13 07:59:21)
Łukasz Nikołajuk jest związany z MOSiR od chwili samego powstania instytucji

Łukasz Nikołajuk jest związany z MOSiR od chwili samego powstania instytucji

Autor zdjęcia: Kamil Kierzkowski

— Wiem, że otrzymałem ogromny kredyt zaufania i będę starał się go dobrze wykorzystać — przyznaje Łukasz Nikołajuk, nowy dyrektor Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Orzyszu. Czy po październikowej "zmianie za sterami" instytucję czeka rewolucja?
— Pani Anna Rogińska była dyrektorem od samego powstania MOSiR. Czujesz, że skończyła się pewna epoka w tej instytucji?
— Nie wiem czy można nazwać to końcem epoki, ale na pewno jakiś etap w ośrodku się kończy. To właśnie pani Anna Rogińska tworzyła od podstaw tę jednostkę. Nadawała jej główny kierunek działania. I myślę, że wiele z wypracowanych rozwiązań nadal będzie kontynuowanych.

— Wydajesz się świetnym przykładem osoby, która konsekwentnie pnie się w górę. Z MOSiR zacząłeś współpracować już na studiach. Jak dalej rozwijała się twoja sytuacja?
— MOSiR rozpoczął działalność w 2009 roku, gdy kończyłem studia licencjackie i wybierałem się na magisterskie. Przyznam szczerze, że początkowo miałem inne plany na swoją karierę zawodową. Nie zakładałem wówczas powrotu do Orzysza. Otrzymałem jednak propozycję pracy i postanowiłem spróbować. Zaczynałem jako referent, później pracowałem jako inspektor, a przez ostatnie kilka lat działałem już jako kierownik działu organizacyjnego. Przez ten czas nauczyłem się naprawdę wiele.

— Te kilka lat wstecz brałeś pod uwagę, że przyjdzie ci siąść na fotelu dyrektora?
— Nie ukrywam, że przez te wszystkie lata starałem się pracować tak, by w przyszłości taką propozycję otrzymać. Po studiach też nie stałem w miejscu: ukończyłem dodatkowo studia menadżerskie, a ostatnio także zarządzania kadrami. Nie spodziewałem się jednak, że propozycję objęcia posady dyrektora otrzymam w tak młodym wieku (rocznik 1987 - przyp. K.K.). Jest do dla mnie duże wyzwanie. Wiem, że otrzymałem ogromny kredyt zaufania i będę starał się go dobrze wykorzystać.

— Nim awansowałeś kuszono cię także innymi ofertami. Dużo było momentów, w których rozważałeś rozstanie z MOSiR?
— Faktycznie było ich trochę, szczególnie w ostatnim czasie. Głównie z prywatnych firm, ale pojawiła się także bardzo ciekawa oferta z wojska. Kilka razy chodziła mi po głowie zmiana otoczenia. Tym bardziej, że - nie ukrywam - propozycje z sektora prywatnego były kuszące finansowo. Musiałbym jednak zrezygnować z robienia czegoś, co sprawia mi ogromną satysfakcję. Dokonałem więc bilansu zysku oraz strat i... przeważyła jednak pasja. Decyzji na chwilę obecną nie żałuję.

— MOSiR czeka kontynuacja poprzedniej "linii programowej" czy szykują się zmiany?
— Żadnej rewolucji nie zakładam (śmiech). Z wieloma dotychczasowymi działaniami mocno się utożsamiam, bo miałem w końcu na nie duży wpływ. Na pewno chciałbym poprawić działalność ośrodka wewnątrz. Mam też w głowie pomysły na kilka ciekawych przedsięwzięć, które będę powoli chciał wprowadzać w życie.

— Jakieś konkrety?
— Jeszcze za wcześnie, by mówić o nich publicznie. Jestem jednak przekonany, że jeśli plany "wypalą", to Orzysz na tym skorzysta.

— Jakie największe wyzwania widzisz obecnie przed MOSiR?
— W najbliższym czasie najważniejsze będzie zbudowanie pionu administracyjnego, bo oprócz odejścia pani Anny Rogińskiej będziemy mieć także wakat na stanowisku głównego księgowego. Bardzo dużym wyzwaniem będzie modernizacja stadionu, która została już zapoczątkowana w tym roku. Będzie to proces dla nas wymagający, bo większość prac wykonywać będziemy własnymi zasobami kadrowymi. Stopniowo będziemy realizować prace i na innych obiektach, by zyskiwały na funkcjonalności i estetyce. Bardzo wymagająca, jak zawsze, będzie także organizacja imprez. Zwłaszcza tych sztandarowych, jak choćby Biegu Tygrysa, który rozwija się w niesamowitym tempie i... będzie wymagał zatem od nas jeszcze większego wysiłku i pracy.

— "Perełką" MOSiR jest hala widowiskowo-sportowa. Dość nowa. Bo w czasach, gdy - wówczas jako małolat - uczęszczałeś do leżącej po sąsiedzku szkoły, trenowałeś jeszcze na starej "salce". W czym dzisiejsze dzieciaki mają lepiej?

— O takich obiektach, które mamy dziś, mogliśmy wówczas jedynie pomarzyć. W Orzyszu infrastruktura sportowa poszła bardzo mocno do przodu. Jak choćby wspomniana przez ciebie hala czy boisko orlik. Pamiętam, że "za dzieciaka" w piłkę na zajęciach wf-u graliśmy na piasku. Zimą natomiast po kostki w śniegu. Z małej salki korzystała cała szkoła, więc zajęcia na niej były częstym wydarzeniem.

Obrazek w tresci

Niemałym atutem nowego dyrektora jest przeszłość sportowa fot. Kamil Kierzkowski

— Co uznałbyś z kolei za atut "naszych" roczników?
— Wychowywaliśmy się na jednym osiedlu, więc sam pewnie doskonale pamiętasz, że wystarczyła chwila, by zebrać grupę chętnych do grania w piłkę. Dzisiaj jest to widok już rzadko spotykany. Piłkę na podwórku zastąpiła niestety ta w wydaniu elektronicznym: na tabletach i komputerach. To duże wyzwanie dla dorosłych. Obiekty za oknem wprost zachęcają do aktywności. Trzeba szukać nowych, skutecznych sposobów, by najmłodsi z większym zapałem garnęli się do tego, by z nich korzystać.

— W czym jeszcze Orzysz rozwinął się od strony sportowej?
— Najbardziej widoczny postęp jest oczywiście w infrastrukturze. Poza stadionem, który i tak ostatnio zmienia się na lepsze, nie mamy się już czego wstydzić. Rozwinęła się ogromnie także oferta sportowa. Jest na tyle bogata, że obecnie dzieci i młodzież mogą realizować się choćby w piłce nożnej, unihokeju, badmintonie czy sportach walki. Klub Sportowy Śniardwy plasuje się obecnie regularnie w czołówce klasy okręgowej. Już nie błąka się - jak wcześniej - gdzieś pomiędzy klasą A czy B. UKS Jedynka co roku utwierdza swoją pozycję w polskiej czołówce młodzieżowego unihokeja...

— ...czego zatem brak?
— Uważam, że w Orzyszu nadal brakuje formy aktywności typowej dla dziewcząt w wieku szkolnym. Bo unihokej, a już na pewno piłka nożna, nie są dla wszystkich interesujące. To dobre pole do rozwoju nowych dyscyplin. Mamy to na uwadze.

— Wielu kojarzy cię ze wspomnianych Śniardw. Kiedyś sam biegałeś po murawie, jednak z gry wykluczyła cię m.in. kontuzja. Później dałeś się poznać jako kreatywny działacz klubowy. Czy, i jeśli tak, to na ile, twój awans wpłynie na klub?
— Dobrze powiedziane. "Biegałem" (śmiech). Nigdy nie byłem wyróżniającym się zawodnikiem, więc to, że poszedłem w bardziej organizacyjną stronę sportu... chyba wyszło wszystkim na dobre. I właśnie to, że wywodzę się ze środowiska sportowego, że przez wiele lat działałem w Śniardwach, jest ogromnym atutem w mojej pracy. Wiem bowiem jak ważne dla małych, lokalnych klubów jest wsparcie takich instytucji jak MOSiR. Nieważne czy to Śniardwy, UKS Jedynka czy inny klub czy grupa mieszkańców, która chce po prostu realizować się sportowo. Zawsze będą mogły liczyć na naszą przychylność i pomoc. Chciałbym także, i o to proszę mieszkańców, by to oni nadawali trend w działaniu. By to co oferuje MOSiR wychodziło z ich zapotrzebowania.

— Masz za sobą także przygodę z Radą Miejską. Bierzesz pod uwagę, choćby w dalekiej przyszłości, ponowny ukłon w stronę bardziej polityczną? Czy to już definitywnie zamknięty temat?
— Na tę chwilę podtrzymuję swoją deklarację z ubiegłej jesieni. To już rok odkąd postanowiłem, że nie będę ponownie startował w wyborach. W tym czasie uświadomiłem sobie co tak naprawdę sprawia mi największą radość. Sport daje mi większą satysfakcję niż polityka. I taki układ obecnie akceptuję. Nie wiem jednak gdzie mnie nogi poniosą w przyszłości.


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5