To była krótka robota w klatce. Marczak znów mistrzem dywizji.

2018-12-02 17:24:33(ost. akt: 2018-12-02 17:35:44)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

SPORTY WALKI/// Kolejny triumf Łukasza Marczaka. Szeregowy 15 GBZ już po raz drugi z rzędu sięgnął po złoto organizowanych w Giżycku mistrzostw MMA 16 Dywizji Zmechanizowanej (w kategorii wagowej do 70 kg). To była bardzo szybka robota.
Na tę imprezę z niecierpliwością wyczekiwali nie tylko mundurowi szkolący się w mieszanych sztukach walki, ale i pokaźny tłum kibiców. Poprzednie edycje mistrzostw udowodniły bowiem, że gdy żołnierze wychodzą do "klatki", to z potężnymi bombami możemy mieć do czynienia nie tylko na podorzyskim poligonie.

Przysłowiowa "Godzina 0" wybiła 21 listopada. Stając na macie Łukasz Marczak miał za sobą dwumiesięczny okres przygotowawczy (często i 2 treningi dziennie). Podobnie jak jego pochodzący z Elbląga rywal.

— Niewiele o nim wiedziałem przed samą walką. Słyszałem, że wywodzi się z boksu tajskiego, czyli muay thai. Plan był taki, by nie dać mu rozwinąć skrzydeł w stójce. Gdyby się zdążył "rozkręcić", to byłoby trudno — mówi orzyszanin.

Jak się okazało, plan udało się zrealizować praktycznie w stu procentach. Po krótkiej wymianie ciosów (szczękę Marczaka sprawdził m.in. jeden siarczysty prawy prosty), rywal poczuł się na tyle pewnie, że skrócił dystans, jakby chciał spróbować rozbić naszego reprezentanta "firmowymi" kolanami w klinczu. Jeden z ciosów dotarł do splotu słonecznego orzyskiego wojownika. - Muszę przyznać, że ładnie mu to wyszło. Czułem, że trzeba zakończyć to jak najszybciej - dodaje Marczak, którego rywal niespodziewanie spróbował obalić na matę. Dla zawodnika 15 GBZ był to piękny prezent.

Zamiast zostać obalonym, sam obalił. Następnie błyskawicznie przeszedł do pełnego "dosiadu". Siedząc na klatce piersiowej rywala, Marczak zaczął zasypywać jego głowę kolejnymi ciosami. Arbitrowi nie pozostało w tej sytuacji nic innego, jak - w trosce o zdrowie elblążanina - zakończyć pojedynek. Walka potrwała niewiele, bo zaledwie... 25 sekund.

— Pewne zwycięstwo dało mi konkretnego "kopa motywacyjnego". Nie mogłem doczekać się następnej walki. Tym bardziej, że do finału wraz ze mną doszedł Paweł Ściepuro. Mój klubowy kolega, z którym zresztą walczyłem o złoto rok temu. Wówczas wygrałem, ale nie byłem zadowolony ze sposobu (przeciwnik uległ przez dyskwalifikację za niedozwolony cios kolanem). Tym razem miało być inaczej — przekonuje Łukasz Marczak.

Miało, lecz nie było. Trudy wcześniejszych konfrontacji, przez które przeszedł Paweł Ściepuro, sprawiły, że 22 listopada - w wielkim finale - nie był w stanie wyjść do klatki. Złoto zawisło tym samym na szyi orzyszanina.

— Czuję jeszcze większy niedosyt niż rok temu. To świetny wojownik. Niestety znów nie mogliśmy tak naprawdę wyjaśnić, kto byłby lepszy w oktagonie. Liczę na to, że nam obu uda się dojść ponownie do finału w 2019 roku. Do trzech razy sztuka — podsumowuje szeregowy 15 GBZ.

Czasu na odpoczynek nie będzie jednak zbyt wiele. Po tygodniowym "wolnym od maty" orzyszanin wznawia treningi. Jego kolejnym celem są przyszłoroczne Mistrzostwa Wojska Polskiego, które zgromadzą we Wrocławiu najlepszych z najlepszych.

Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5