Gdy piękno bywa błogosławieństwem, ale i przekleństwem

2018-05-06 10:36:25(ost. akt: 2018-05-06 17:57:01)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

ROZMOWA/// — Pozując do zdjęć po prostu dobrze się bawię — mówi Oliwia Chomentowska. Z pochodzącą z Mazur sportsmenką rozmawiamy m.in. o kulisach pracy przed obiektywem, treningach, internetowych propozycjach matrymonialnych i o tym czy modelkom zdarza się faktycznie... robić karierę przez łóżko.
— Niedawno wróciłaś z Afryki. Wczasy czy praca?
— Tak, byłam w Egipcie, dokładnie w Sharm el sheikh. Pracowaliśmy nad fitnessowymi filmami, a ponadto pozowałam do zdjęć dla nowej marki sportowej. Nic więcej o niej nie mogę jednak obecnie powiedzieć, wiąże mnie umowa.

— Modeling to świetny sposób na zwiedzanie świata?

— Funkcjonowanie w tej branży faktycznie dało mi możliwość zwiedzenia kilku magicznych miejsc, najmilej wspominam Majorkę. Wyspy Hiszpanii są bajeczne. Nie uważam się jednak za prawdziwą modelkę. Pozując do zdjęć po prostu dobrze się bawię. Choć, z drugiej strony, na takich wyjazdach niewiele jest czasu na beztroskie wczasowanie. Wstajemy z reguły bardzo wcześnie, ok. 4-5 rano, a sesje potrafią nieźle wymęczyć.

— Wracasz czasem do chwil, gdy ta twoja przygoda z modelingiem się zaczęła?
— Raczej nie. Nie mam na to czasu, bo cały czas myślę o swojej przyszłości. Całość zaczęła się zresztą dość zwyczajnie. Wyjechałam na studia do Gdańska, z ciekawości poszłam na pierwszą sesję... Spodobało mi się, a dodatkowo od razu pojawiły się kolejne propozycje. Nie każda naturalnie była odpłatna, co dla mnie - jako studentki - było wówczas bardzo istotne. Dzięki każdej jednak dużo się uczyłam. Wszystko rozkręciło się bardzo szybko.

— Z modelkami wiąże się wiele stereotypów. Mówi się, że znaczna część tych pięknych kobiet jest... pusta w środku.

— Tak, niestety. Ale o mnie nikt tak nie myśli, prawda (śmiech)?

— Oczywiście!
— O modelkach często, ale nie zawsze mówi się, że są zwyczajnie puste. I wiele z nich faktycznie jest, tak jak i wiele z nich jest naprawdę bardzo inteligentnych i mądrych życiowo. Tego typu sytuacje są spotykane zresztą nie tylko w branży modelingowej. W każdej innej również. Modelki jednak, będąc "na świeczniku", są dużo bardziej widoczne. Łatwiej je obserwować, łatwiej - często kompletnie bezpodstawnie - oceniać.
Obrazek w tresci


— Kolejny stereotyp. Ponoć najłatwiej w modelingu zrobić karierę przez łóżko. Prawda czy fałsz?

— Nie jestem zbyt przekonana do tej teorii. Zabrzmi to pewnie brutalnie, ale jeżeli modelka nie ma odpowiedniego wyglądu, proporcji, to na dłuższą metę i tak nie osiągnie większego sukcesu. Łóżko tu nie pomoże.

— Czy spotkałaś się jednak z takimi "propozycjami"?
— Tak. I nadal się spotykam. Tak jak stale otrzymuję różne propozycje matrymonialne przez e-mail, Facebooka czy Instagrama (śmiech). Moje koleżanki z branży również. To chyba część tego świata. Trzeba szybko nauczyć się w nim patrzenia na wiele rzeczy z dużym dystansem.

— Piękno jest błogosławieństwem, ale bywa i przekleństwem. Często ludzie postrzegają cię jedynie przez pryzmat urody?
— Rzadko. A przynajmniej tak mi się wydaje (śmiech). Zdarza się czasem, że - zarówno kobiety, jak i mężczyźni - mają o mnie wyrobione zdanie jeszcze przed jakąkolwiek rozmową, na podstawie samego wyglądu. Jednak po rozmowie ze mną bardzo szybko zmieniają owe zdanie.

— Równolegle do kariery w modelingu kończyłaś AWFiS w Gdańsku. Wymarzyłaś sobie ten kierunek wcześniej?

— Kariera to zdecydowanie zbyt wielkie słowo (śmiech). Co do studiów - zawsze byłam wysportowana. Od dziecka startowałam w licznych zawodach. Pomysł na taki kierunek sportów przyszedł więc naturalnie. Podczas toku studiów była okazja do uzyskania wielu dyplomów, jak np. trenera personalnego, instruktora pływania, żeglarstwa czy windsurfingu.

— Budowy ramion mogłoby ci pozazdrościć obecnie pewnie wielu facetów. Często słyszysz: "Przesadziła, jej budowa jest zbyt męska"? Jak podchodzisz do tego typu tekstów?
— Ku mojemu zdziwieniu rzadko ktoś tak mówi. A w każdym razie nie przy mnie, nie prosto w oczy. I dobrze, niech się boją (śmiech). Gdy się jednak takie głosy pojawiają, niewiele sobie z nich robię. Mam olbrzymi dystans do siebie. Zazwyczaj odpowiadam więc np. takiemu facetowi: "I tak nigdy nie będziesz miał takich barów, za słabo pakujesz" (śmiech). Uwierz mi, to działa.

— Efektami swej pracy dzielisz się m.in. publikując zdjęcia w Internecie. By zaprezentować poszczególne partie ciała, m.in. pośladki, pewne rzeczy trzeba wyeksponować. Nie masz czasem wrażenia, że te fotki balansują na granicy tego co przyzwoite i nieprzyzwoite?
— Dla osób, które żyją w świecie Internetu, Facebooka i Instagrama, publikowanie takich zdjęć to nic wielkiego. Kiedyś być może to dziwiło, dziś już nie. Jest to dość prosta kwestia. Dzięki temu, że eksponuję swoje ciało w taki sposób, a nie inny, mam mnóstwo zamówień m.in. na diety i plany treningowe. Zresztą - często przychodzą do mnie panie i mówią prosto z mostu: "Chcę mieć takie pośladki jak ty na tym zdjęciu".

— Wywołujesz najbardziej ordynarne pytanie w mojej karierze.
— Mam się bać? (śmiech). Śmiało.

— Ile przeciętna kobieta musi trenować, by mieć taki tyłek?
— Myślałam, że będzie bardziej krępująco (śmiech). Tak naprawdę wiele zależy od genetyki. Niekiedy nawet odpowiednio dopasowana dieta oraz trening nie wystarczają, by uzyskać zadawalający efekt. Niektórym przychodzi więc to stosunkowo szybko, inni muszą pracować na to latami, a bywa również i tak, że dla jeszcze innych jest to praktycznie niewykonalne.

— Nie myślałaś o tym, by skupić się bardziej na kulturystyce? Odpowiednie geny, jak widać, masz.

— Nie, nigdy nawet nie przeszło mi to przez myśl. Wiele osób myśli, że zajmuję się tylko i wyłącznie fitnessem, ale są w dużym błędzie. Od kilku lat zajmuję się również projektami informatycznymi. Niebawem przede mną też pierwsze kampanie na IndieGoGo czy KickStarterze (platformy internetowe, na których przeprowadzane są zbiórki pieniędzy w celu sfinansowania różnorodnych projektów, jak np. gry i filmy - przyp. K. K.).

Obrazek w tresci

— Przyznaję, jestem zaskoczony. Możesz zdradzić coś więcej?
— Mam już dwa gotowe produkty. Jeden z nich jest produktem typowo prozdrowotnym. Nazywa się Spifix i jest tzw. "klinem do siedzenia", mającym zagwarantować odpowiednią pozycję podczas dłuższej pracy np. przy biurku. Bóle kręgosłupa to plaga naszych czasów, a dzięki naszemu produktowi będzie można się go w znacznej części pozbyć. A przy okazji unikalna konstrukcja ze specjalnymi wypustkami sprawia, że sprzęt wpływa także na modelowanie pośladków.

— Co z drugim projektem?
— Wraz z zespołem opracowaliśmy grę karcianą, która stanowi jednocześnie parodię znanych filmów i seriali fantasy. Zapewniam, że "Pigs of War" gwarantuje rewelacyjną zabawę. Szukamy jednak inwestora, dzięki któremu możliwym będzie jej odpowiednie zaprezentowanie na wspomnianych platformach. Później mamy w planach stworzenie na podstawie tej gry również aplikacji na urządzenia mobilne.

— Kobieta wielu talentów. Z jakimi reakcjami spotykasz się na plaży i basenie?? Facetom pewnie trzaskają kręgi szyjne, kobietom puszczają nerwy...
— Chyba trafiłeś w sedno (śmiech). Często się oglądają, fakt. Do tego szepczą, a czasem zdarzają się nawet i jakieś - mniej lub bardziej kulturalne - krzyki. Nie zwracam jednak na to uwagi, nie komentuję. Często zwyczajnie się uśmiecham, bo co innego pozostaje?

— Ruszyłaś z projektem Fitness Mission. Na czym dokładnie polega?

— Tak naprawdę jeszcze nie do końca z nim ruszyłam, ale wkrótce wszystko nabierze solidniejszych kształtów. W skrócie: chcę inspirować ludzi do tego, by aktywnością fizyczną inwestowali w siebie, swoje zdrowie, swoją przyszłość. Preludium można było już zobaczyć na moich filmach publikowanych na YouTube. Chciałabym, by inne materiały, które stworzę, trafiły do odpowiednich ludzi. Mam nadzieję, że dzięki tym filmom widzowie przestaną szukać wciąż wymówek. Brak miejsca? Brak czasu? To bzdura.

— Prowadzisz niektórym także treningi przez Internet. Na ile skuteczne są takie ćwiczenia bez trenerskiego "bata" nad głową?
— Będę nieskromna. Jestem świetna w modelowaniu sylwetek zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Moi podopieczni będący "on-line" świetnie sobie radzą. Co jakiś czas publikują zresztą zdjęcia tego jak zmienia się ich ciało dzięki naszym treningom. Muszę przyznać, że takie osoby czasem są nawet bardziej zdyscyplinowane niż ci, którzy ćwiczą ze mną na miejscu.

— Stale liczysz kalorie. A jako, że idzie majówka... Ile kalorii znajdziemy na przeciętnym grillu? Można grillować i być wciąż fit?

— Nie liczę kalorii, a makroskładniki. Ale to temat na dłuższy wykład. Oczywiście, że można grillować i być fit. Trzeba oczywiście jednak znać granicę. Mi zdarzają się "małe grzeszki" nawet w ciągu tygodnia. Jeśli jednak je się z głową, to można sobie na nie pozwolić.

— Jakie plany na dalszą karierę w świecie fitnessu i modelingu?

— Będę robiła dalej to, co robię. Daje mi to satysfakcję, radość, a także pozwala zarobić i poznawać wartościowych ludzi. Duże nadzieje wiążę również z projektami o których wspomniałam wcześniej. Czas pokaże jak to wszystko się potoczy.

— Pochodzisz z Mazur, konkretnie z Orzysza. Często wpadasz odwiedzić rodzinne strony?
— Niestety bardzo rzadko. Jeśli się spotykam z rodziną, to głównie w Wójtowie pod Olsztynem, gdzie mieszka moja siostra. Właśnie tam robimy "rodzinne zloty". Orzysz wspominam jednak bardzo mile, wciąż mam tam wielu dobrych znajomych.

— Bywa jednak, że - zamiast do świątecznego stołu - siadasz w samolot i lecisz na sesję poza Polskę. Nie jest ci wtedy smutno?
— Nie, nie czuję wielkiego smutku. Przynajmniej mam wymówkę, by się przesadnie nie objadać (śmiech). A tak poważniej, to kocham moją rodzinę z całego serca i najważniejsze jest dla mnie to, że mogę się z nimi spotykać w większości wtedy, kiedy tylko chcę. Czasem wystarczy jeden telefon i prawie wszyscy potrafimy się zjechać w ciągu kilku dni. To dużo więcej, niż często mają inne rodziny, które, by się spotkać, potrzebują wielkich świąt i uroczystości. My potrafimy spotykać się i rozmawiać godzinami nawet bez nich.

Rozmawiał Kamil Kierzkowski

Obrazek w tresci


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5