Łukasz Marczak: W MMA brnę na maxa

2018-03-25 12:44:13(ost. akt: 2018-03-25 12:53:25)

Autor zdjęcia: Adrian Staszewski

SPORTY WALKI///Łukasz Marczak nie przestaje zaskakiwać i znów wrócił z tarczą. Podczas rozgrywanych 15 marca we Wrocławiu mistrzostw Wojska Polskiego w bliskim kontakcie (MMA), mundurowy z Orzysza wywalczył swymi pięściami drogę na podium.
Nie było to jednak zadanie łatwe, ponieważ w mieście nad Odrą zameldować się mogli jedynie ci, którzy przeszli wcześniej wieloetapową selekcję. Szeregowy z Orzysza na mistrzostwach pojawił się jako czempion 16 Dywizji Zmechanizowanej (której złoto zgarnął 14 grudnia 2017 roku w Giżycku).
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, reprezentant 15 Mazurskiego Batalionu Saperów spędził blisko 3-miesięczny odstęp między turniejami na wzmożonych treningach.

— Skład trenerski się nie zmienił. Nie było takiej potrzeby, bo mamy naprawdę świetnych szkoleniowców. Doszło jednak kilku dodatkowych zawodników, dzięki którym mogliśmy przeprowadzać więcej urozmaiconych sesji sparingowych — mówi Łukasz Marczak.

— Zarówno stójce, jak i parterowi poświęciliśmy tyle samo czasu. Nie wiedziałem jeszcze z kim przyjdzie walczyć we Wrocławiu, ale chciałem być możliwie najbardziej gotowy na każdą z ewentualności. Jednocześnie systematycznie eliminowaliśmy błędy, które dostrzegliśmy podczas moich walk na ostatnich zawodach w Giżycku. Jadąc na mistrzostwa czułem się świetnie przygotowany. Nastawienie miałem takie jak zawsze, czyli "kolejna robota do wykonania" — dodaje orzyszanin.

Pierwszy etap turnieju okazał się równie szczęśliwy, co i kłopotliwy. Mazurski wojownik otrzymał tzw. "wolny los", który był jednoznaczny z przepustką do półfinału. Z drugiej strony - pozbawiał szansy należytego "przetarcia". Jak się później okazało, miało się to zemścić w chwili, gdy orzyszanin pojawił się w klatce z przeciwnikiem, który był właśnie ewidentnie zmotywowany odniesionym wcześniej triumfem.

— Pojedynek o wejście do finału stoczyłem z utytułowanym judoką. Przegrałem i nie ma sensu szukać wymówek. Cieszy mnie jednak to, że udało mi się pokazać z dobrej strony. Stawiłem duży opór, byłem bliski skończenia przeciwnika w stójce, a swoją szansę miałem nawet i w parterze, w której rywal powinien przecież kompletnie dominować. Czegoś jednak mi zabrakło, by zwyciężyć. Jak mawiają: nigdy porażka, zawsze lekcja — przekonuje zawodnik z Orzysza, który w walce o 3. miejsce miał się chwilę później spotkać z klubowym kolegą swego pogromcy (choć wywodzącym się nie z judo, a z boksu).

— To był solidny facet. Przez dłuższy czas zastanawiałem się w jaki sposób się do niego zabrać. Postawiłem jednak na stójkę, dzięki czemu pokazaliśmy kibicom kilka mocnych wymian ciosów. Ostatecznie udało mi się zepchnąć go do defensywy. Gdy był przy siatce klatki ruszyłem jeszcze mocniej do ataku i wreszcie go przełamałem. Dało mi to potężną dawkę motywacji, bo udało mi się załatwić pięściarza jego własną bronią — mówi nasz mundurowy, który zasypując rywala ciosami posłał go na matę. Sędziemu nie pozostało wówczas nic innego jak zakończyć widowisko w trosce o zdrowie zawodnika.

— Nie udało się sięgnąć tym razem po złoto, ale i brąz mnie satysfakcjonuje. We Wrocławiu była cała wojskowa czołówka w MMA. Sam występ na takiej imprezie był dla mnie wielkim wyróżnieniem — podsumowuje Łukasz Marczak.

Obecnie skupiam się na kolejnych mistrzostwach 16 DZ, choć nie wykluczam innych startów. Chciałbym toczyć jak najwięcej walk, by zdobyć jeszcze więcej doświadczenia. Obserwujcie mnie i trzymajcie kciuki, bo ten rok będzie owocny. Brnę w to "na maxa", nie ma innej opcji. Chciałbym podziękować całej mojej ekipie z 16DZ i z klubu MMA Team Ełk. Dziękuję również panu majorowi Szczęsnemu i generałowi Gromadzińskiemu. Robią dla nas, zawodników, bardzo wiele. Pomagają też solidnie w rozpowszechnianiu mieszanych sztuk walki. Rozumieją ten temat.

Łukasz Marczak, żołnierz 15 Mazurskiego Batalionu Saperów:

K.K.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5