Czołg, armata i zagadka miedzianego guzika

2016-02-27 17:00:00(ost. akt: 2016-02-27 16:19:54)
Beata Szymankiewicz, dyrektor Muzeum Wojska, Wojskowości i Ziemi Orzyskiej

Beata Szymankiewicz, dyrektor Muzeum Wojska, Wojskowości i Ziemi Orzyskiej

Autor zdjęcia: Kamil Kierzkowski

Przed kilkoma miesiącami odbyło się uroczyste otwarcie Muzeum Wojska, Wojskowości i Ziemi Orzyskiej. O niełatwym procesie przygotowań, dotychczasowych osiągnięciach, najbliższych planach placówki i... zagadce niezwykłego, historycznego guzika rozmawiamy z dyrektor Beatą Szymankiewicz.
— Istnieje stereotyp, że muzea związane są z nudą. Zapytam więc wprost: czy w orzyskim muzeum wieje nudą?
— Nie, z pewnością nie. Działamy zaledwie trzy miesiące, a w Muzeum wydarzyło się naprawdę wiele. Zorganizowaliśmy wystawę czasową poświęconą 34. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego w Polsce, z wykładem historyka IPN w Olsztynie Renaty Gieszczyńskiej, wieczornicę przygotowaną przy współpracy z orzyskim gimnazjum. Odbyły się interaktywne lekcje muzealne, nauka historii w formie zabawowej, poprowadzone przez edukatorki z Muzeum Wojska w Białymstoku. Został powołany zespół specjalistów, składający się z doświadczonych nauczycieli historii i języka polskiego, którego zadaniem jest opracowanie propozycji programowych edukacji historycznej realizowanych w Muzeum na poziomie wszystkich szkół. Zaprosiliśmy do współpracy mieszkańców. Została powołana Społeczna Rada Muzeum, z którą wspólnie planujemy przyszłe działania. Nie ma czasu na nudę.

— Oficjalne otwarcie muzeum miało miejsce 10 listopada. Nim jednak drzwi otworzyły się przed zwiedzającymi, całość poprzedziły intensywne przygotowania. Jak wyglądały?
— Oficjalnie muzeum zostało powołane do życia w czerwcu, uchwałą rady miejskiej. Przez pewien czas pozornie działo się niewiele, gdyż trzeba było sformalizować instytucję. Został opracowany statut, odbyły się konsultacje z ministrem. Z końcem września została podjęta decyzja o otwarciu muzeum 10 listopada, w przeddzień obchodów rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Można więc powiedzieć, że prace trwały w praktyce niewiele ponad miesiąc.

— To dość krótki czas jak na takie przedsięwzięcie...
— Bardzo krótki. Realizacja wyzwania okazała się możliwa m.in. dzięki nawiązaniu współpracy z muzeami w regionie, wojskiem i... zwykłej ludzkiej życzliwości. W procesie organizacji ekspozycji nieoceniona była pomoc historyka dr Marka Jerzego Łapo z Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie, autora powstałej wystawy p.n. „Z dziejów Orzysza” oraz młodego mieszkańca Orzysza, kolekcjonera Marka Olendra. Nie było jednak łatwo, prace trwały niemal do ostatniej chwili. Choć trudny, był to cudowny czas. Muzeum nie miało przecież szeregu etatowych pracowników. Spotkałam się jednak z ogromnym wsparciem wielu osób. Poświęciły one swój czas, by - często typowo fizycznie - pracować do późnych godzin nocnych. Bardzo im za to dziękuję, bez nich to zadanie byłoby niewykonalne.

— Istnienie Muzeum Wojska, w mieście tak nierozerwalnie związanym z wojskiem jak Orzysz, mogłoby wydawać się kwestią oczywistą. Jak widać - przez lata nikt jednak nie podjął się jej realizacji...
— Z inicjatywą wyszedł burmistrz Zbigniew Włodkowski. Myślę jednak, że potrzeba była wśród społeczeństwa od dawna. Świadczą o tym choćby wypowiedzi mieszkańców odwiedzających muzeum.

— Znaczna część zbiorów została przekazana właśnie przez okoliczną ludność. Trudno mi sobie wyobrazić, by łatwo im było rozstawać się z takimi pamiątkami...
— Z pewnością nie jest łatwo. Każda z osób przynosząca pamiątkę zazwyczaj jest z nią związana emocjonalnie. Wiążą się z nią opowieści rodzinne, wspomnienia, których uważnie słuchamy, spisujemy i zachowujemy. To bardzo cenne. Początkowo opór był dość duży, choć przecież eksponatów nie trzeba przekazywać na stałe, a można je po prostu wypożyczyć nam na jakiś czas. Gdy jednak muzeum ruszyło, ludzie zaczęli okazywać większe zaufanie. Był to zresztą jeden z powodów, dla którego tak śpieszyliśmy się z otwarciem.

— Muzeum wydaje się wykraczać poza swoje mury. Podczas ferii zimowych, muzeum postawiło najmłodszych miłośników tematyki wojskowej przed zadaniem specjalnym...
— Pomysł był trafiony. Frekwencja dopisała. Pierwsze zajęcia poświęcone zostały nauce szyfrowania, za co ukłon w stronę młodych orzyszan z Jednostki Strzeleckiej w Ełku, gdyż bardzo chętnie zgodzili się pomóc. Pokazali dzieciom kilka szyfrów, które później mogły wykorzystać w trakcie gry terenowej "Śladami Historii Orzysza". W miejscach typowo historycznych czekały na nich niełatwe, zaszyfrowane zadania. Dzięki nowym umiejętnościom udało się je jednak rozwiązać.

— W jednym z wywiadów wspomniała Pani o planach zagospodarowania terenu wokół muzeum. Czy - i jeśli tak, to kiedy - wejdą one w życie?
— Najprawdopodobniej jeszcze w tym roku zostanie opracowany projekt zagospodarowania przestrzeni wokół muzeum. Chcemy, aby powstał park zabaw dla dzieci z „wojskowym torem przeszkód” i przeprawą linową przez rzekę Orzyszę oraz ekspozycja historycznego sprzętu wojskowego. Wystąpiliśmy z prośbą o przekazanie na rzecz muzeum dwóch historycznych obiektów: czołgu i armaty, będących w posiadaniu Ośrodka Szkolenia Poligonowego Wojsk Lądowych Orzysz w Bemowie Piskim. Jesteśmy dobrej myśli i liczymy, że już niebawem pozyskany sprzęt stanowić będzie zaczątek wystawy plenerowej.

— Jak, z perspektywy tych kilku miesięcy działalności, ocenia Pani decyzję o powstaniu muzeum?
— Bardzo pozytywnie. Muszę powiedzieć, że - z tego co słyszę - i mieszkańcy dobrze ją odbierają. Praktycznie same pozytywne głosy. Dziwią się wręcz, że takie miejsce powstało dopiero niedawno.

— Jakie cele na najbliższy okres stawia przed sobą muzeum?
— Oczywiście wzbogacenie ekspozycji o nowe muzealia. Musimy także myśleć o podniesieniu poziomu zabezpieczeń. Wiadomo - nie uda nam się wypożyczyć żadnych z najcenniejszych eksponatów, jeśli nie będziemy spełniali pewnych rygorystycznie określonych norm. Chcemy też, by muzeum stało się interaktywne, z wykorzystaniem multimediów, dzięki którym będzie można np. wysłuchać historycznych wspomnień ludzi, którzy niestety odchodzą. Przygotowujemy się do wydania publikacji autorstwa dr Tomasza Wyżlica dotyczącej Polaków i Rosjan internowanych w 1920 roku na terenie Orzysza.

— Z tego co wiem, muzeum boryka się obecnie także z rozwiązaniem dość specyficznej zagadki...
— Tak, dokładnie. Pan Bogdan Jakimiuk przekazał nam miedziany guzik z umundurowania armii amerykańskiej z 1902 roku. Skąd mógł się wziąć na naszej ziemi? Na tę chwilę nie mamy pojęcia. To zagadka, z którą będziemy musieli się zmierzyć. Jeśli ktokolwiek miałby jakieś sugestie, będziemy bardzo wdzięczni za pomoc.

— Rozwiązania zagadki, a także realizacji pozostałych celów, życzy Państwu cała nasza redakcja. Dziękuję za rozmowę.
— Dziękuję.

Z Beatą Szymankiewicz rozmawiał Kamil Kierzkowski

Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij
Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Igor Hrywna

Komentarze (4) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. ex saper #1942855 | 188.146.*.* 29 lut 2016 16:08

    Najpierw trzeba ściągnąć turystów do Orzysza, żeby było komu pokazywać to nasze - pożal się Boże - Muzeum. Bo dla kogo ono jest? Dla garstki mieszkańców, którzy i tak mają wojsko na co dzień? Wolne żarty... Żeby był sens takiej inicjatywy jak Muzeum to muszą być zwiedzający, a ich po prostu nie ma, bo do Orzysza turyści nie przyjeżdżają. Dlatego moim skromnym zdaniem Muzeum jest po prostu marnotrawieniem pieniędzy podatników i taką wioską patiomkinowską Pana Burmistrza, że niby coś się u nas dzieje. A dzieje się tyle co kot napłakał. Najpierw trzeba ściągnąć turystów, masy ludzi, żeby był sens utrzymywać na etatach ludzi, którzy pracują w tym - pożal się Boże - Muzeum. Ale jest jeden pozytyw tego Muzeum - że jest ono odzwierciedleniem myślenia rządzących naszym miastem. Byleby na pokaz, byleby się chociaż chwilowo polansować, a że generuje to same koszty? A co tam...podatnicy zapłacą... PS. Jakie są koszty utrzymania tego pożal się Boże Muzeum i jakie korzyści z tego ma nasze miasto i gmina? Nie mówię tu o lansowaniu się Pana Burmistrza i Pani Dyrektor, ale co konkretnie z tego ma Orzysz? Czy do tego Muzeum zjeżdżają się ludzie z Polski? Czy przyjeżdżają wycieczki? Czy restauratorzy, sklepikarze, usługodawcy mają z tego dochód i dzięki temu mogą powstawać nowe miejsca pracy? Jakoś nie widzę tych wycieczek i ludzi, którzy wchodzą i wychodzą z tego pożal się Boże Muzeum.

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

  2. armata #1942551 | 31.61.*.* 29 lut 2016 08:53

    Tylko,, grubą bertę,, widać na zdjęciu że mają

    odpowiedz na ten komentarz

  3. proboszcz #1942534 | 46.165.*.* 29 lut 2016 08:29

    oj fajnie było fajnie...

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

  4. Prorok_ #1941927 | 94.42.*.* 28 lut 2016 08:49

    Najważniejsze jest oczywiście to, kto wyszedł z inicjatywą - i wszystko jasne. Kolejny twór za pieniądze podatników.

    Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5